Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/407

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
301
WOJTEK SKIBA

W pole na sporym kawale powroza
Prowadził krowę tam, gdzie szumi łoza,
Gdzie się tatarak we wądolcu chwieje,
Albo na lasu kraj, gdzie tomentoza
Rozwitym kwiatem z zarośli się śmieje
I rani drobne palce, że aż krew się leje...

XXXIV.
To na przyrowki i na te przydroża,
Gdzie ot! w słoneczku tak się złocą mlecze,
Jak ona w duszy myśl o szczęściu hoża,
Z swą się »staruchą« pomalutku wlecze.
A kiedy słońce nazbyt w główkę piecze,
Popuszcza bydlę, siada pod topolą
Albo pod żytem, nim je kosa zsiecze,
Kraśne paznogcie obrywa kąkolom,
Lub słucha, jak szum leci gdzieś za bożą wolą...

XXXV.
Nieraz z podziwu aż otwiera usta,
Tak go ogarnia ciężki szelest kłosów;
I okolica przed chwileczką pusta,
Dźwiękiem nieznanych wypełnia się głosów;
Skąd one płyną? czy z jasnych niebiosów,
Na których białe pasą się owieczki,
Ba! dużo bielsze, niż one ze wrzosów
Młode jagniaki gospodarza Sieczki —
Z pewnością mają wszystkie u karków dzwoneczki...

XXXVI.
Kiedy pod wieczór wróci do chałupy,
Krowę przywiąże na noc do koryta,
Gdy jej podłoży liści ze dwie kupy,
Tak się matusi zaraz cwałem pyta,
»Przez co się dzieje, że wej! one żyta
Jak zaczną szumieć«, powiada, »to z niemi,