Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
230
JAN KASPROWICZ

Dwa! dwa braty, jest jeden... Na drodze —
Na rozstajnej, około mogiły
Brat-ci zabił braciszka: niebodze
Młode latka, jak kwiat, się skończyły...

Nie na drodze, w stodole! w stodole
Brat-ci zabił braciszka: niebodze
Tak zmarniały te latka!... Przez pole,
Tak, prześwietny urzędzie, przechodzę,
Chcę zobaczyć odrobki... »Jak mole«,
Brat powiada, »harują...« Nie zgodzę —

Ej! nie zgodzę się z tobą... U Żaka
Wzdyć harują w odrobkach, jak mole,
Ale u nas?! .. Gdzież modła jest taka,
By za pół dnia odrobku dać rolę —
Cały zagon na marchew?... niech skaka
Pies komornik ze trzy dni, jak w dole —

Jako w dole wilczysko!... Niech w żniwa
Za zagonik pod marchew tak skaka
Cały tydzień, powiadam... Oliwa
Niech raz wyjdzie już na wierzch: Bodziaka,
Brat mój starszy — tak! Jan się nazywa,
Zrobił ze mnie, patrzajcie! żebraka...

Świetny sądzie! tak żądam też cosik:
Jako brat mój, co Jan się nazywa,
Po Walentym — choć ludzie »Walosik«
Nibyć zawsze gadali — podrywa
Na mą krzywdę nie własny swój trzosik,
Jako obcem zagony obsiewa —

Obcem, mówię, nasieniem — a przecie!...
Na mą krzywdę nie własny swój trzosik
Wciąż podrywa: Toć inni na świecie
Gospodarze, Żak Wojciech, Jan Włosik,