Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
145
TYPY

Wiją się z bolu, uginają czoła,
Gdy na nich spocznie ciężar ludzkiej nogi,
I potem znów się do góry podniosą,
Po cichu zapłakawszy srebrną, ranną rosą.

Chcesz się przekonać, chcesz na własne oczy
Ujrzeć, gdzie dziś swój uczynił przystanek
Duch, co swe koła słoneczne wciąż toczy,
Idź i do chłopskich zaglądnij lepianek,
Lub nor fabrycznych, między tłum roboczy,
Gdzie ludzi w łóżkach nie zastaje ranek,
Gdzie wieczór braknie snu dla ciężkich powiek:
Tam cierpieć i tam walczyć umie prosty człowiek.

Tam nie jedynie o ten kęs powszedni —
O czarny kęs ten, co jak miód jest słodki
Dla szarej rzeszy, walczą ludzie biedni:
Kielnie i heble, kilofy i młotki,
Cepy i kosy podnoszą niejedni,
Roniąc pot krwawy, dla kwiatu szarotki,
Dla tej cudownej rośliny, co ciska
Swój urok z niedosięgłych szczytów, z nad urwiska.

Tam dla tej gwiazdki, co świeci na niebie,
Dla tej jutrzenki, co się z mgieł wychyla
I potem znowu w ciemnych mgłach się grzebie,
Niejeden nędzarz swą duszę przesila
I swoje ciało. O wodzie i chlebie
Żyje, a marzy o skrzydłach motyla
I dla tych skrzydeł, zwodniczych, niestety!
Ze zdrowych, krzepkich ludzi, stają się szkielety.

Taka Hanusia Olpińska! Cierpienie
I bohaterskie ponad siły boje
Ślicznego kwiatu podcięły korzenie,
Że zwiądł, że liści zieleniące zwoje,