Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mało także przyczyniła się nieznajomość języka, (jak naprzykład w mylném tłumaczeniu wyrazu Mercedes) i rycerska o nią troskliwość naszego bohatéra.
Do tylu powodów przypadkowych dodajmy jeszcze usiłowania Luis’a w wyłożeniu jéj zasad chrystyanizmu i pomięszanie pojęć w wrażliwym umyśle dziewicy. Ozema przypuszczała że Hiszpanie cześć bozką oddają krzyżowi; widziała go we wszystkich uroczystościach religijnych; widziała że przed nim klękają, że rycerze całują krzyż rękojeści swego miecza; admirał wznieść kazał to godło w zajętym przez siebie kraju; słowem wyobraźnia jéj upatrywała w krzyżu jakiś zadatek miłości i wiary. Podziwiała często błyszczący na piersi Luis’a klejnot, a że w Haiti ceremonia ślubu odbywała się przez zamianę kosztownych podarunków, mniemała przeto, że odbiérając krzyżyk, została żoną tego, który jéj wręczył ów przedmiot drogocenny.
Szczegółów tych dowiedziała się królowa po godzinie zaledwo umiejętnego badania, jakkolwiek Ozema, z otwartością dziecięcia nie taiła żadnéj z swych myśli. Pozostawał jeszcze najtrudniejszy obowiązek, obowiązek zniszczenia jéj złudzeń. W pełnych względności wyrazach Izabella dała jéj poznać, że hrabia dawno już kocha Mercedes i jest jéj narzeczonym. Skutek tego objawienia był straszny i przeraził królowę, która nigdy nie widziała tak gwałtownego wybuchu namiętności.
Kolumb i młody Bobadilla przez tydzień nie wiedzieli co zaszło. Luis odebrał wprawdzie nazajutrz kilka słów zachęcających, pisanych ręką ciotki, a Mercedes odesłała mu krzyżyk; resztę jednak zostawiono jego domysłowi. Siódmego dnia dopiéro młodzieniec został przyzwany do markizy.
Wszedłszy do salonu ciotki, Luis nie zastał tam nikogo. Zbyteczna cierpliwość nie była nigdy grzéchem naszego bohatéra: po półgodzinném przeto oczekiwaniu, zmierzywszy kilkaset razy pokój długiemi krokami, miał właśnie zawołać służącego i kazać mu powtórnie zawiadomić markizę o swém przybyciu, gdy niespodzianie drzwi boczne uchyliły się i stanęła przed nim Mercedes.
Na piérwszy rzut oka Luis zauważył, że w sercu dziewicy gwałtowna toczy się walka. Ręka jéj, którą ucałował z zapałem, zadrżała pod jego dotknięciem, a twarz płonęła i bladła na przemiany. Z bolesnym uśmiéchem wskazała mu fotel, zajmując sama miejsce na małym taborecie.
— Zaprosiłam cię na tę rozmowę, Luis, rzekła Mercedes, stawszy się panią swojego wzruszenia, bo tak między nami pozostać nadal nie może. Posądzono cię o niewierność, o zawarcie związku małżeńskiego z Ozemą....
— Ale ty, droga Mercedes, nie uwierzyłaś temu oskarżeniu?
— Znam cię, sennorze, i wiem że don Luis de Bobadilla nie zaparłby się nawet błędu; mniemane przeto małżeństwo uważałam zawsze za bajeczne.
— Dlaczegóż się więc odwracasz? dlaczego spuszczasz oczy, zamiast pocieszyć mnie słodkiém ich wejrzeniem?
Mercedes milczała przez chwilę, nie wiedząc czy będzie dość silną na wykonanie powziętego zamiaru; potém, uzbroiwszy się w odwagę, rzekła głosem słabym i przerywanym:
— Wysłuchaj mnie, Luis, cierpliwie; niewiele ci mam powiedziéć. Opuszczając Hiszpanią, dla wzięcia udziału w chwalebnéj wyprawie, kochałeś mnie szczérze, kochałeś mnie tylko jednę. Rozstaliśmy się z zapewnieniem wzajemnéj wierności; a odtąd codziennie błagałam Boga na klęczkach o wasze powodzenie.
— Nie dziwię się teraz droga Mercedes, żeśmy szczęśliwie dokonali dzieła. Wstawiennictwo twoje nie mogło być bezskuteczne.
— Nie przerywaj mi, sennorze, proszę cię o to na wszystko. Do dnia powrotu waszego miotaną byłam najżywszą niespokojnością: mimo udręczeń wszakże tęsknego oczekiwania, przyszłość