Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wych poświęceń... Wilski, który musiał się taić z tem i przed żoną i przed własnym plenipotentem, zaczynał się namyślać, jakby się mógł jeśli nie uwolnić, to ograniczyć wymagania...
Wyznał więc wzdychając hrabinie, iż jego własne interesu nie były zbyt świetne, i że należałoby jakiś plan obmyśleć na przyszłość.
— Mój drogi — zawołała wzdychając nieszczęśliwa wdowa... ja się ograniczam jak tylko umiem i mogę, ale zejść z tej stopy, na jakiej żyliśmy wprzódy, nie podobna. Toby obudziło podejrzenia... Emil, spodziewam się, z jego wychowaniem i imieniem, zrobi świetną partyę... Ty mu będziesz pomocą, w tobie wszystkie moje nadzieję... Co się tyczy Julki...
Tu zamilkła i posmutniała...
— Tak... posag Julki...
— Ona żadnego nie będzie potrzebowała — przerwała matka. — Ściska mi się serce, ale ci nareszcie to odkryć muszę, bo nie mam tajemnic dla ciebie... walczyłam długo z tem jej usposobieniem, starałam się je moim wpływem, usunąć. Julka — to nie ulega najmniejszej wątpliwości — ma powołanie do życia zakonnego... Ona nie śmie tylko się z tem objawić, wiedząc jaki to by mnie cios zadało, — ale — wiem — że chce wstąpić do klasztoru.
Wilski aż odskoczył zdziwiony.
— Julka? do klasztoru? ale to być nie może?
— Tak jest, ja ci powiadam — potwierdziła hrabina. Ja dzieci moje znam, bo ich na chwilę nie spuszczam z oka, bo czuwam nad niemi, bo śledzę każdy ruch i słowo... Julka może sobie sama nie zdaje z tego sprawy... może nie wie sama... ja w niej czytam od dzieciństwa to powołanie. Przypatrz się jej proszę! ona ma układ zakonnicy... nieśmiałość, wszystko... Noce i dnie się modli... pości... mortyfikuje... mnie łzy w oczach stają patrząc na to, moje serce macierzyńskie kraje się na myśl rozstania się z nią, stracenia jej — ale tak jest! — tak jest!