Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja wam przeszkadzać nie będę — odezwała się Irena — zostanę w salonie i poczekam. Nie ma nic nudniejszego nad trzecią osobę, tam gdzie dwie kochające się z sobą... Idź...
Powlókł się raczej niż poszedł pan Adam. Hrabina w gabinecie na tym samym fotelu, w którym przyjmowała Zellera, siedziała w szlafroczku kaszmirowym ciemnym, z chustką batystową w ręku... Wysunięte nóżki w pantofelkach łabędzim puchem okładanych, chwaliły się swemi chińskiemi rozmiarami. Ale Wilski wchodząc ani stroju ani pantofelków nie zobaczył... szedł chmurny jak noc...
Marya mu rękę podała — wziął ją z roztargnieniem i nawet do ust nie poniósł. Twarz jej pobladła — przeczucie miała przykre...
— Mów, mów — proszę cię — co zrobiłeś?
Wilski siadł ze spuszczoną głową — nie rychło mu się usta otworzyły, począł się najprzód skarżyć na ból głowy...
— Widzieliśmy się — rzekł — mówiliśmy. Znalazłem go usposobionego raczej tkliwie niż mściwie... pełnego uwielbienia, ofiarującego usługi... powiedziałbym niemal zakochanego.
Hrabina się zarumieniła.
— Dajże mi z tem pokój...
— Szczerze mówię, takie na mnie uczynił wrażenie... — dodał Wilski. Przyznaję się, że obudził niemal zazdrość moją, mówiąc o wspomnieniach młodości... Odzywał się o nich tak... że mimo dyskrecyi, można było widzieć w tem coś więcej nad dziecinne kochanie.
Chociaż hrabina przygotowaną być mogła do drażliwej rozmowy, choć usiłowała być panią siebie, drgnęła niecierpliwie, w oczach jej błysnął gniew.
— Proszęż cię — Adziu! co za gadanie — jak można nad znękaną kobietą się tak znęcać!! I pochylona na poręcz krzesła, oczy sobie zakryła! Zamilkli oboje. Wilski kapelusz okręcał w dłoniach, i milczał...