Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i blasku — z góry wpatrując się w przybysza. Błąd młodości odpokutowałam już dosyć — zatarły się jego wspomnienia... Serce moje wystygło... Pamięć tych lat wstydem mnie tylko napawa... Znasz pan położenie moje... mam wszystko do stracenia, nic do zyskania.
— Przepraszam — zawołał śmiejąc się Zeller — pani hrabina masz do zyskania wiele, możesz zdobyć spokój, i dostatek sztuczny, z dnia nadzień kunsztownie utrzymany, zmienić na bogactwo... na obfitość... na zbytek, w którym będziesz opływała.
— I, dodaj pan, na śmieszność, którą się okryję, gdy z chciwości dla mizernego grosza zgodzę się zostać panią Zellerową, tout court — szybko bardzo poczęła hrabina — gdy z towarzystwa do którego należę dziś, przejść będę musiała w te koła, w jakie byś mnie pan wprowadził...
Zeller się rozśmiał złośliwie.
— Dla mizernego grosza! podchwycił — ale to komunał XVIII-go wieku, który dziś jest śmieszny! Grosz wcale nie jest mizernym... mizerne są pretensye do dostatku bez niego... Grosz się zdobywa ciężko i ma wysokie znaczenie...
Trzeba być znakomitym łotrem, lub niepospolitym uczciwcem, aby go zrobić... Co się tyczy tych kół, w któreby weszła ze mną pani Zellerową... nie zdaje mi się, by straciła na zamianie. Jedną komedyę na drugą tylko by zmieniła... a rozmaitość bawi...
Mężczyzna stawał się uszczypliwym, hrabina spojrzała na niego i na zegarek...
— Ale czegóż pan chcesz odemnie? — spytała — o co idzie?
— Mam prawo sięgnąć po jej rękę, i — proszę o nią.
— A ja mam prawo jej odmówić — i — miała dokończyć, gdy Zeller przerwał nagle.
— Niech się pani namyśli... dam czas do namysłu...