Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

około interesów, że się on trzyma, że kredyt zachowuje, i że nie runął dotąd...
Dodam, że i piękne jej oczy i śliczne jej usteczka, i cały wdzięk jej — może się także przyczynia...
Hrabina zżymnęła się.
— Proszę bez tych szyderstw niesmacznych, zawołała...
— Nie zaprzeczysz pani, iż względem niektórych kredytorów i uśmiechu użyć było potrzeba... Ja to wiem... Lecz... ratuje się każdy, jak może. W takim składzie rzeczy, wygodniej być by mogło, uśmiechać się jednemu mnie, i na moje barki zrzucić ciężar cały...
— Pan masz zupełnie fałszywe pojęcie o moich interesach — zawołała hrabina — to kłamstwa są! ale gdyby tak nawet było, jakimże prawem pan Alfred Zeller, miałby mnie pomagać?? Nie myślisz pan przecie, abym mój tytuł zamienić mogła na jego nazwisko, i dla tych mniemanych długów, rękę mu moją oddała...
— Więc pani to uważasz za — niepodobieństwo? rzekł Zeller; — niech się pani namyśli dobrze. Ja byłem całe życie namiętnym, jestem nim do dziś dnia, kocham tę Maryę i gorączką uchodzącego życia i wspomnieniem przeszłości, pracowałem dla nadziei otrzymania jej... Przywiedziony do rozpaczy... mogę oszaleć... mogę się dopuścić rzeczy straszliwych!! Nie grożę jej, ale przedstawiam siebie jak jestem... Ja panią kocham!!!
Hrabina przelękła, cofnęła się...
— Niech się pan pomiarkuje, szepnęła zimno, groźby te nie prowadzą do niczego oprócz — pogardy i wstrętu.
Mężczyźnie oczy zapadłe błysnęły, usta się ścięły, zatarł ręce...
— Czy to ma być ostateczna odprawa? — zapytał ponuro.
— Ale chciejże mnie pan zrozumieć — rzekła — powstając i z dumną postawą, która jej dodała krasy