Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mów, jak chcesz — Maryo — rzekł gość, — zawsze szczęściem dla mnie będzie słuchać ciebie.
— Tak, miłem czy nie, będzie to co wam powiem, chciejcie mnie posłuchać. Ja mam zdobyte z wielkim mozołem stanowisko na świecie, winnam go wielkiej pracy, zabiegom niezliczonym, latom ofiary, które przeświadczyły żem go stała się godną. Żeniąc się ze mną hrabia, mój biedny mąż — popełnił mezaljans, umiałam zatrzeć ślady i pamięć jego... Nie jestem tą nieświadomą świata i namiętną dzieweczką, którąście znali, jestem hrabiną szanowaną, przyjmowaną, za wzór stawioną... mam dzieci... które kocham... nie ma w świecie siły, któraby mnie zmusiła do wyrzeczenia się położenia, do zmiany go na inne...
— Smutno to przyznać — szydersko odezwał się gość — ale widzę, że albo nie miałem nigdy jej serca...
— A! serce osiemnastoletniego dziecka... mój panie...
— Moje wszakże, choć wyschło, nie zestarzało tak, aby się z niego starły wrażenia pierwsze... mówił mężczyzna... Jadąc tu, śmiałem się sam z siebie... szydziłem, łajałem, a siła jakaś szatańska mnie tu ściągnęła... Wiem, że ja jej dla ciebie mieć dziś nie mogę — ale ty jesteś jeszcze uroczo piękną, zachwycającą...
Ruch, jakim mimowolnie, wyciągnąwszy ręce, zbliżył się do hrabiny, przestraszył ją tak, że się z krzesłem cofnęła... On się uśmiechnął smutnie.
— W niedostatku innego uroku... — przynoszę ten, jaki ma złoto... I on coś znaczy... posłuchaj mnie, Maryo. Nadto mnie obchodziło wszystko, co się ciebie tyczyło, abym się najstaranniej nie wywiedział o położeniu twem, wprzódy nim tu przyszedłem...
Uśmiechnął się gorzko i szydersko, hrabina z trwogą jakąś spojrzała nań, i usiłowała twarzy nadać wyraz spokojny.
— Majątek po hrabi Turskim jest znaczny na oko, ale zadłużony... Winnaś pani wielkiej pilności