Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zykiem — zostałem skrybentem w domu handlowym. Buchalterya mi się poszczęściła, dostałem się do kassy, bom był za mądry, abym miał kraść, potem weszliśmy w spółkę, naostatek spekulowałem na własną rękę... Byłem ostrożny — szczęściło mi się, dorobiłem się kilku obrotami znacznego majątku. Mógłbym się był ożenić z ładną osiemnastoletnią gąską, ale ta nieszczęsna miłość młodzieńcza, siedziała jak sztylet w piersi mojej...
Nie zgłaszałem się do Maryi, chociaż ciągle, zawsze, o każdym jej kroku byłem zawiadomionym. Przeczekałem żałobę po hrabi... teraz nareszcie...
W ciągu tego opowiadania kobieta miała czas się namyśleć, ochłonąć... może też ono skutkowało jakimś sposobem tajemniczym. Przestrach, który ją był ogarnął, zmienił się w całkiem inne usposobienie, melancholiczne, łagodne, nieokreślonego charakteru, jakby na rozdrożu, z którego przejść mogło i do przerażenia tego, z jakiego powstało, i do czułości, do której się skłaniało nieco.
Z za chusteczki okiem jeszcze nieśmiałem zmierzyła hrabina mówiącego...
— Ale ja nie jestem już — rzekła powoli — tą płochą Maryą z przed lat dwudziestu — jam przeżyła wiele, weszła w inne sfery towarzyskie, wcieliła się w nie; zaciągnęła obowiązki... Jestem ruiną wystygłą, która ani dać szczęścia, ani go mieć już nie może...
— A! Maryo — odezwał się przybyły, wspomnienia mają urok taki, że najsmutniejszą teraźniejszość złocą. I ja ostygłem może, a na myśl tych dni... tych wieczorów, tego szczęścia kradzionego i spożywczego z trwogą, we łzach, staję się innym człowiekiem. Młodość mi powraca...
— Mówmy chłodno, rozważnie, rozsądnie — przerwała hrabina odsłaniając zwolna piękną twarz, w którą z zachwytem zaczął się wpatrywać przybyły. Wrażenie to nie uszło uwagi hrabiny, zarumieniła się z lekka, udając że go nie widzi i nie wie o niem...