Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/408

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

litowania niżeli gniewu godnym, zburczała go wszakże znajdując, że z téj roli nigdy względem niego wychodzić nie było można. Zarazem jednak starościna zapowiedziała, że ona też użyje środków, aby upór niegodziwego Krajewskiego pokonać.
Adwokat, wytrawny wielce człowiek, któremu dano naówczas przydomek Jeża, już się był starł wczoraj z Krajewskim, trzy godziny się pocił, i najadłszy się drwin nielitościwych tylko, wyszedł z niczém.
— Panie stolniku, rzekł do niego zdając sprawę z bytności: żyłem długo, miałem do czynienia z ludźmi różnego kalibru. Były między nimi i kolubryny i szmigownice, ale takiego diabła jak oto ten, jeszczem nie spotkał. Szatan wcielony, bo i niegłupi, i zły, i jak skóra giętki, i złapaćgo na niczém niepodobna, i ująć go też... Próbowałem z różnych beczek, ale nie widzę sposobu na niego. Życie go tak wygarbowało, iż z niego teraz choćby krajać podeszwy...
O wszystkiém tém Cieszym opowiedział starościnie, słuchającéj go z pogardliwém milczeniem.
— Pani dobrodziejko, rzekł: przypisywałaś mnie niedołęztwo; przecięż Jeż to sławny jest ze swéj przebiegłości w najzawilszych sprawach, z umiejętności zażycia najtwardszych ludzi, a nie zrobił nic.
Starościna ruszyła ramionami.