Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żal mu snadź było opuścić Pawełka, który zawczasu płakał, i gdy się dziecię szyi jego uwięzało małemi rączkami, gdy mu do ucha prośby szeptać zaczęło, a uśmiechać się i wdzięczyć, miękł człowiek twardy i sam nie wiedział jak słodyczy szczebiotania tego ulegał. Jeszcze dzionek, jeszcze pół dnia, i znowu podróż odłożona do rana, a nazajutrz nowy powód do zwłoki. Koń się tylko tymczasem wypasał. Widząc, że to się może pociągnąć bez końca, Parski wreszcie z wieczora nic nie mówiąc chłopcu, pożegnawszy ojców po cichu, jednego dnia o świcie konia wyprowadził potajemnie jakby się wykradł, i ze łzą w oku wyruszył...
Ktoby tam był zajrzał do jego duszy, niedawno jeszcze uczuciem zemsty zgangrenowanéj, zgorzkniałéj, a porównał stan umysłu i serca dawny z teraźniejszym, zdziwićby się był mu-