Strona:PL JI Kraszewski Stary zamek.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siał użyć w każdym widoku tych zwalisk, bo je najcudowniéj dopełniał. On jeden, klucznik grobowca, został na ruinie, wierny gruzowisku i śmierci.
Zwolna, postrzegłszy mnie, zamknął xiążkę domyślając się co sprowadzało podróżnego, i nieśpieszył powstać, oczekując co mu powiem.
— Mam pozwolenie obejrzeć zamek, — rzekłem poszanowawszy siwe włosy starca sieroty — niebylibyście łaskawi pomódz mi do zobaczenia co tu jest ciekawego?
— A! — rzekł stary składając swą xięgę na stoliku obok krucyfixu — pan zapewnie z daleka? podróżny?
— Przejeżdżający...
— I piękny ten zamek wzbudził w panu ciekawość?
— Tak jest, — ale pozwól najprzód spytać, jak mam Wpana nazywać.
— Ja? — Piotr.... Piotr Zduński, — rzekł szukając kluczów na półce.
— Więc nieodmówicie, panie Pietrze?
— A pójdziemy! pójdziemy! — westchnął opatrując kieszenie i stancyjkę — Żyd panu pozwolił?
— Pozwolił!
— Żyd! — rozśmiał się Piotr — Żyd! panem na zamku naszym! a! panie! niezaboliż to serce?.. widziałeś pan jak to się dmie? niechceż się to płakać krwawemi łzami?
— Widziałem, widziałem, panie Pietrze! ale to nie o to chodzi, czy on Żyd, czy Tatar... smutno, że obcy, przybysz, że ziemny nabywca, co tego poszanować niemoże...
— Nieprzyjaciel! wróg! — zawołał Piotr — wróg, panie! Pan niewiész, co ja tu z nim cierpię... najgrawają się ze wszystkiego! Widzę rękę Bożą mściwą w naszém nieszczęściu a w swojéj pomyślności, depczą świętą przeszłość dumną nogą i plwają na nię z szyderstwem niepoczciwém...