Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zwolniły nieco chude konięta kroku, przechodąc około bramy, minęły ją Bodziański, ciekawy, spostrzegł, że woźnica się zatrzymał...
Mosiek dostrzegł, że mu znak dawał — przeprosił pana i pobiegł do niego.
Pan Hieronim zdala parzył z ciekawością na ożywioną rozmowę dwóch Izraelitów, która niedługo trwała i budka znowu się posunęła gościńcem ku lasowi i Rudni.
Bodiański, zawsze wszystkiego ciekawy, skinął niecierpliwie na Mośka, aby mu przyszedł zdać sprawę, co budka owa zawierała i dokąd pociągnęła.
Żyd szedł dosyć zdziwiony tem, co widział i słyszał. Głową pokręcał. Nim go p. Hieronim czas miał zapytać, zaczął opowiadać.
— Nie wiem, co się to ma znaczyć! W budce siedziała panna... wcale fein panienke... przystojne, młode osobe... Nu! i pytali się o Wysockich...
Bodiański porwał się z ławki i na nodze się na pół okręcił.
— O starych tych Wysockich?
— Jaśnie pan wie, że tu innych niema... oprócz tych, co siedzą na Rudce w lesie. A oni nie znają nikogo i ich nikt nie zna.
Bodiańskiego mocno to zaintrygowało.
— Mosiek! proszęż cię, żebyś mi dotarł i dowiedział się, co to znaczy? Młoda osoba? z waszecia?
— Owszem, bardzo... fein! — potwierdził żyd — w tej mizernej budce ona się tak wydawała, jakby nie powinna w niej siedzieć.
— Proszę! przystojna? — podchwycił p. Hieronim.
Żyd począł się uśmiechać złośliwie.
— Bardzo ładne! — powtórzył raz jeszcze...
Bodiańskiego widoczny niepokój ogarnął.
— To dopiero! — zawołał — któżby to mógł być?
— Trudno, nie wiedząc, zgadnąć — odparł Mosiek z rezygnacją.
— Więc czegóż stoisz? — przerwał Hieronim — zabieraj wódkę i żebyś mi się gruntownie dowiedział. Kto, po co, za czem... przecież ja obowiązany jestem wiedzieć, co się na moim gruncie dzieje. A to rzecz bardzo ciekawa! nie prawdaż? bardzo ciekawa!
— Pewnie, że ciekawa — potwierdził Mosiek — ja jak żyję nie pamiętam, aby się kto o Wysockich pytał... Na co oni komu potrzebne?
— Zagadka! — śmiejąc się ochoczo, zawołał pan Hieronim — słowo daję! zagadka... Z sąsiedztwa nikt być nie może, bo by budki w miasteczku nie najmował... to oczywista, jak na dłoni. Zatem zdaleka? A któż być może zdaleka? do Wysockich? Rozumiesz! to ciekawa rzecz, bardzo ciekawa! Jedźże, nie bałamuć, dowiedz się, kto to był, a jutro żebym miał raport...
Mosiek się ukłonił; a pośpiech, z jakim powrócił na folwark, kazał wnosić, że rozkaz pański chciał spełnić gorliwie i niezwłocznie.
Bodiański, okręciwszy się raz jeszcze na pięcie i wierzgnąwszy nogą, co dowodziło ożywienia, zapalił, śpiewając, fajkę, nogi znowu założył, jak wprzódy, ale fizjognomja jego nie odzyskała tego spokoju, jakim jaśniała przed chwilą.
Myślał i przemyśliwał, kto i po co mógł jechać do Wysockich?




Budka tymczasem, końmi chudemi i zmęczonemi ciągniona, posuwała się powoli ku lasowi. Gościniec był piaszczysty, chabety żydowskie chude, woźnica oszczędzał ich chętnie... Rzucał się i wywijał biczyskiem, z krzykiem i zamachem ogromnym, ale nie tykał koni, które oswojone były z nieszkodliwym hałasem i obojętnym batem... swiszczącym im nad głowami.
Niekiedy zaczynały małego truchta, i decrescendo, z wielką sztuką, stopniowo na stępię przechodziły.
Z budki wychylała się postać kobieca, ciekawie a smutnie rozglądająca się po okolicy.
Było to dziewczę, mogące mieć lat około dwudziestu... Ubiór zdawał się oznaczać pewną zamożność i na budkę tę nawet wyglądał do zbytku wytwornie i smakownie. Skromny był i prosty, ale z pewną dbałością o wdzięk dobrany i ułożony.
W ciasnej bryczynie widać było tłumok, dywanikiem zasłany, na którym podróżna siedziała, parę torebek i koszyczków...