Strona:PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wprawdzie nie jest ona tak uczesaną, umytą, strojną, jak w książkach, ale stokroć bogatszą w szczegóły i nieskończenie rozmaitszą..
Przy dworze mamy stary ogród... na wpół owocowy, warzywny razem, kwiatowy i — dla spoczynku i przechadzki służący. W pośrodku jego jest prześliczna altana z lip... których pnie, dziwacznie powykręcane, gałęzie rozpostarte szeroko, twierdzą o wieku... Tu z Jadwisią często siedzimy godzinami z książkami..., a ptaszki nam śpiewają, które ja dawniej słyszałam tylko w klatkach... No... ja nie wiem, może chętniej krzyczą zamknięte, ale na swobodzie piękniej daleko.
Wszystko, aż do polnych kwiatków, tu dla mnie nowe... zachwycające... Liczę do nich moją Jadwisię.
Zapomniałam była zupełnie o moim dziedzicu i sądziłam, że go już widzieć nie będę, opuściwszy Rudki; tymczasem jednego dnia przyjechał z wizytą, bo mu Sosenki są po drodze do pułkownika.
Gdy Jadwisia, śmiejąc się, przybiegła dać mi znać o jego przybyciu, postanowiłam nie wychodzić wcale. Tymczasem, nie wiem, czemu Czarlińska nastała na to, abym koniecznie robiła herbatę i pomagała go jej zabawiać. Nie życzyłam sobie tego, ale sędzinie, o ile mogę, w niczem się sprzeciwiać nie chcę.
Bodiakowski, zobaczywszy mnie, widocznie zmieszał się mocno, ukłonił z daleka, z początku milczał, lecz po pierwszej szklance herbaty, do której mu Czarlińska rumu dolała — nabrał odwagi i wprost mnie zaczepił..
Bardzo śmiało mu i rezolutnie odpowiedziałam, tak, że znowu potem jakiś czas milczał.
Sędzina, której nieraz coś opisywałam, mówiąc o Warszawie, naprowadziła tak rozmowę, ażeby mnie zmusić do powtórzenia znanych już sobie rzeczy... Musiałam więc niemi zabawiać pana Bodiakowskiego, który, wysłuchawszy mnie, wyraził zdumienie, iż o tem dotąd... wcale nie wiedział.
— A bardzo łatwo i tego, i wielu innych rzeczy mogliby się państwo na wsi dowiedzieć, gdyby był zwyczaj trzymać pisma perjodyczne.
Przedsięwzięłam apologję dziennikarstwa, której ze zdumieniem słuchano.
— Ale to kosztuje? — westchnęła sędzina.
Starałam się przekonać, że kilka sąsiedzkich domów, łącząc się z sobą, mogłyby mieć wiele przyjemności, wydając stosunkowo bardzo mało.
Nie wiem, czy to trafiło do ich przekonania..
Muszę się przyznać, kochana Lucyno, żem to apostolstwo przedsięwzięła przez egoizm — tak mi tu nudno, nic nie wiedząc... Jabym rada choć starą zobaczyć gazetę. Zdaje mi się, żebym ją pocałowała...
Jeżeli pierwsze moje przemówienie skutkować nie będzie, może następne szturmy wyłom zrobią.
Głównie idzie o to... że trzeba parę rubli dać... za bibułę...
W tym świecie, książka, papier... są to rzeczy tak zbyteczne i zbytkowne, że się na nie wydatku wstydzą ludzie...
Bodiakowski w rozmowie ze mną dowiódł, że nauka w las nie poszła: był grzeczny i o tyle przyzwoity, o ile mógł i umiał.
W następną niedzielę Czarlińska zdobyła się na odwagę zabrać mnie z sobą do kościoła i w jednej ławce z córką posadzić.
Zdaje mi się, że to zawdzięczam Jadwisi. Nie podnosiłam oczu z książki, więc nie wiem, jakie to wrażenie uczyniło w kościele, lecz, że niechybnie musiało zwrócić uwagę — to pewna.
Wychodząc z kościoła, umyślnie się trzymałam z tyłu za Czarlińska, aby nie sądzono, że się napieram tak... równouprawnienia.
Dopiero po długiej rozmowie z różnemi osobami, które do sędziny się zbliżały, gdy ja z Jadwisią usunęłam się na bok, gdyśmy siadły do naszego kuczyka, dowiedziałam się, że nie ja i nie my w kościele byliśmy sensacyjnym przedmiotem, zwracającym wszystkich oczy.
Nowy przybysz, który tu świeżo znaczny, ale odłużony, odziedziczył majątek, chłopak ubogi niedawno, któremu spadek po bezdzietnym dziadku stryjecznym niespodzianie przyznały sądy, pan Onufry Bożak, był wszystkich wejrzeń celem...