Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szy. Każda ubiegająca godzina stracona płaciła się zdrowiem, bezpieczeństwem, wreszcie powodzeniem całej sprawy. Po śmiertelnych dwóch godzinach rozmowy z burmistrzem, który także na pana domu oczekiwał, przybył nareszcie pan Zagłoba i spostrzegłszy Karola w tak poufałych stosunkach z pierwszym szpiegiem okolicy, prawie struchlał. Nie można było o niczem mówić, dopóki się urzędników nie pozbyto. Nowa zwłoka, burmistrz odjechał naostatek, najmocniej przekonany, że Karol był w jakiejś służbie moskiewskiej...
Tymczasem gdy przyszło dowiedzieć się o woźnicę i przewodnika, aby pierwszemu zapłacić, a drugiego odprawić, obu już nie znaleziono. Zaledwie wysadziwszy Karola, puścili się z furmanką niewiadomo dokąd jakby ich kto gnał. Wojtek nie mógł darować judaszowi, że ich chciał oddać w ręce Moskali. Zbrodnia była jawna; namówili się ze starym wiarusem i drapnęli, zanim się opatrzono, że odjeżdżać mają. Pociągnęli oba wprost do obozu, gdzie przed wieczorem przybywszy, Wojtek wlazł na pień i zgromadzonym towarzyszom całą historyę opowiedział. Nie był on wymowny, ale mu serce dyktowało.
— Proszę Ich mościów — mówił z zapa-