Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Paniczyku, jam stary polski żołnierz i czuję przez skórę kto co ma w sercu; ja zaraz jegomości z oczów poznałem, że panisko musicie tu mieć jakiś poczciwy interes. Dowiozę was bezpiecznie do dworu, ale proszęż was, gdyby tego szelmę można było powiesić? Oczyścilibyście świat z jednego paskudztwa. Niechby też dyndał, to mu się słusznie należy.
Karol nic nie odpowiadał, ale gorąca sztuka Wojtek, który z nim jechał, szepnął w ucho woźnicy:
— Już nic nie gadajcie, ja wam daję słowo, że go oporządzę.
I tak jakoś dojechali do dworu, ale już się wszystko nie szykowało; gospodarza nie było w domu, a natomiast jakiś urzędnik z miasteczka, a z nim burmistrz wielkie nic dobrego w dodatku. Karol nie był z gospodynią znajomy, która go bardzo zimno przyjęła. Nie wiedzieć co było począć, czy dalej jechać czy czekać? W tej niepewności zmiarkował on, że spieszny odjazd mógłby go dać w podejrzenie burmistrzowi, który już i tak bardzo go ze wszystkich stron zachodził.
Mimo chłodnego przyjęcia gospodyni, zapewniwszy ją, że przybył w interesie jej męża, Karol pozostał, skromnie usiadłszy w kątku, ale z wielkim niepokojem w du-