Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mówże mi pan, co mi dasz do czynienia?
— To potem — rzekł Karol — samo się znajdzie.
— Marłam z obawy — dodała Jadwiga — o pana. Niewiem jak potrafiłeś wytrwać i uniknąć dotąd pogoni, ciągle będąc pod ich ręką.
— Przekonany jestem — odpowiedział spokojnie Karol — że w tem wszystkiem nie fatalność, ale rozumne losów kierownictwo więcej czyni niż ludzie. Myśmy tylko narzędziami w ręku Boga według Bosueta, losu według filozofii, a mówiąc po polsku Opatrzności. Dopóki jestem na coś potrzebny, ta dłoń wyrwie mnie z wszelkiego niebezpieczeństwa; gdy skończę mój zawód a krwi kropelka mojej, na użyznienie pola sprawy stanie się konieczną, naówczas zginę i inny mnie zastąpi. Wszystko dotąd w tem cudnem dziele naszem idzie tak, jak nigdy rozum ludzki przewidzieć nie mógł; niektóre nawet omyłki nasze, przerażające na chwilę, Opatrzność umie na korzyść tej sprawy obrócić. O sobie nie ma co myśleć. Nigdy egoizm poczwarniej się nie wydawał jak dzisiaj.
— Tak — rzekła, uśmiechając się, Jadwiga — ale jakże to mało ludzi na wysokości tych zasad stanąć potrafi?