cny ekonomista, który sztuki piękne za nieprodukcyjny zbytek uważał, niewiele zajmował się malarstwem i gdy o nim mówił, częste tego rodzaju popełniał błędy. Rozmowa była bardzo wysoko nastrojoną, a Jadwiga oczów ze drzwi nie spuszczała. Otworzyły się one wreszcie i wszedł rozpromieniony Młot, który umyślnie nadał swej twarzy wielki wyraz tryumfu, aby pierwszem wejrzeniem na nią poznać było można, że z dobrą nowiną przychodził. Jadwiga, porzuciwszy wszystkich, pobiegła ku niemu i usłyszała jak jej szepnął:
— Udało się...
— Wolny?
— Wolny.
— A więc jutro wyjeżdża zapewne?
— Jakto wyjeżdża? Dokąd? — spytał Młot.
— Przecież musi uciekać za granicę!
Młot uśmiechnął się, zżymając ramionami.
— On za nic w świecie nie opuści miasta. Powiada, że dlatego tylko zgodził się na ucieczkę, aby tu, gdzie jest najpotrzebniejszy, pracować.
— Ale tu lada chwila wyśledzić i złapać go mogą!
Młot spuścił głowę.
— Już chyba pani go przekonasz, że
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/249
Wygląd
Ta strona została skorygowana.