Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzie miała się dokonać sprawa życia lub śmierci, swobody lub szubienicy.
Szczęściem, niebo wciąż było chmurne, czas dżdżysty i posępny. Przewidziano przypadek ten, że wynoszącego ceber z wodą Karola, może kto z oficerów napotkać i pytać, a że nie umiał ani słowa po rosyjsku i byłby się wydał głosem i akcentem, Tomaszek poradził związać płachtą brudną, (konieczną była brudna, czysta wydałaby się nieprawdopodobną) twarz, jakoby od bolu zębów. Wiadro miało stać w końcu korytarza. Na wypadek spytania w bramie, odkradziona kartka z pozwoleniem wynijścia, była za rękawem sukni Karola. Wszystko zdawało się obmyślone naprzód, przewidziane i obrachowane.
Jakoż, zaraz po wyniesieniu jedzenia, Karol zajął się trudną dosyć robotą, około ułożenia tego maniaka, który go tu miał zastępować.
Lecz zaledwie się wziął do tego, a szło mu wielce niezgrabnie, brzęk się dał słyszeć na korytarzu. Karol musiał co najrychlej porozrzucać wszystko, i po chwili wszedł plac-komendant dla oglądania więźniów. Zdawało się wszystko straconem, gdyż dość było, żeby zobaczył mundur leżący za piecem, wydałyby się natychmiast zamiary tej śmiałej ucieczki, lub