Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Bojarski powracał trzęsącą bryką żydowską, daleko raźniejszy, odżywiony, odmłodzony niemal szczęśliwém spotkaniem ze starym kolegą. Potrzebował on tego rozbudzenia, będąc trochę uśpiony życiem, w którém zakrzepnął powoli.
Gdy trzeciego dnia, bo się wlókł noga za nogą, nad wieczorem zjawił się we dworku, powitany okrzykiem żony, która objąwszy go, rozpłakała się — Bojarski zadziwił ją swém męztwem i dobrym humorem.
W kuchni mu pośpiesznie przygotowywano wieczerzę, a on tymczasem z żywością, od któréj żona oddawna była odwykłą, rozpowiadał o swym pobycie, spotkaniu z Wrońcem i wszystkiém, czego w tak krótkim dokonał czasie.
Profesorowa najciekawszą była mieszkania, którego plan jéj musiał nakréślić krédą na stole. To co o niém rozpowiadał niezupełnie ją uspokoiło; potrząsała głową, dumała. Ale Bojarski prawił o ogródku, który był rzadkością, chwalił się nim, a za mieszkanie ręczył, iż się żona z niém pogodzi. Wspomniał i o kucharce, na co pani Magdalena odpowiedziała, że Katarzynę z sobą zabrać myśli, bo się ta nie będzie miała gdzie podziéć, a z wielkiém miastem łatwo obyć potrafi.
Bernardek, nie odstępując na chwilę rodziców, słuchał rozmowy z uwagą natężoną i cieszył się tém, że ojca widział ożywionym, a pełnym do-