Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

coraz rzadszemi, a te które pozostały, w ruinach były i srogiém opuszczeniu.
Okazało się to niepodobieństwem; lecz Wroniec znalazł mieszkanie na parterze, z małym ogródkiem, kilku zagonami, drzewami i altaną. Można było w nim nawet w kątku zasadzić włoczczyznę. Lokal był nierównie czystszy i wygodniejszy, niż w starym dworku; ale profesor go znajdował zbyt wytwornym, a zatém i sprzętu kosztowniejszego wymagającym. Kapitan Wroniec obiecywał kupić meble przyzwoite za bezcen. Bywały licytacye, miał znajomych naostatek... Franciszkańska ulica... składy mebli używanych... Nie było się troszczéć o co.
Może w nadto różowych kolorach przezacny Wroniec odmalował koledze przyszłość, lecz wiele się przyczynił do uczynienia jéj znośniejszą.
Podejmował się tak dalece wszystkiego, że nawet dostarczyć miał poczciwéj kucharki, o co podobno najtrudniéj.
Odjeżdżającego odprowadził kapitan aż na Pragę, utrzymując go ciągle w humorze wesołym, dodając męztwa i żegnając go zapewnieniem:
— Śmiało! ja przy tobie!
Był to żarcik z dawnych czasów, chodzący po świecie z imieniem znaném zucha Plautusowego Miles gloriosus.