Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/498

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żniejszym... Mógł być ubogim, a potrzebował tak niewiele.
Prezes, który przyczyny właściwéj oddalenia nie domyślał się wcale, rozstał się z żalem z człowiekiem, którego mu nikt nie mógł zastąpić.
Miał już Bojarski znowu najęte na strychu izdebki, do których się przeniósł, dawne życie swe rozpoczynając nanowo; ale nie przynosił z sobą dawnéj ochoty do pracy, nadziei, wesela... Wracał znękany i potrzebujący odpoczynku.
Młody, czuł się już starym i złamanym. Piérwszego dnia po przeniesieniu się na nowe mieszkanie, w tym samym domu, który przedtém zajmował, jakaś tęsknica i duszna potrzeba popchnęła go na Powązki.
Tam spoczywało wszystko, co miał niegdyś na świecie najdroższego i co mu dziś w pamięci pozostało, jak nić wiążąca go ze światem. Potrzebował u grobu ojca i matki zaczerpnąć sił, zrobić rachunek sumienia, roztrząsnąć czy był godnym rodziców, lub w czém zawinił... Może i świéża mogiłka Tomcia, z małym krzyżykiem, na którym zeschły wisiał wianek, trochę go tam pociągała.
Bernard nie był wcale sentymentalnym, w pospolitém znaczeniu tego wyrazu, i nie popisywał się z czułością, która tak była modną w XVIII w., a pokrywała serca tak samolubne i ostygłe. Krył