Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/488

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie szło już o Oporowską, któréj dopomódz było trudno, ale o to, czy się godziło służyć i pomagać człowiekowi jawnie zepsutemu i być niejako wspólnikiem jego niegodziwych czynów.
Bojarskiemu było dotąd dobrze i spokojnie, położenie jego prawie nic do życzenia nie zostawiało, bo mu nawet po pewnym lat przeciągu obiecywano rodzaj emerytury; ale czy sumienie pozwalało w ten sposób dorabiać się spokoju i dobrego bytu?
Oburzony Bojarski w głos sobie odpowiedział: — Nie!
Co miał począć, nie wiedział, czuł tylko, że w miejscu nie mógł pozostać.
Przez całą noc nie zmrużając oka, rozmyślając co ma zrobić, dotrwał do rana. Zabrał papiery i udał się do pani Oporowskiéj.
Znalazł ją w bardzo szczupłém, ale czysto i ładnie nawet urządzoném mieszkaniu przy Długiéj ulicy.
Nie spodziéwała go się zapewne tak prędko i zdumioną była, zobaczywszy wchodzącego z twarzą zaognioną, poruszonego, niespokojnego.
Milcząc, położył na stole papiery.
— Odczytałem wszystko — rzekł krótko — masz pani po sobie słuszność, to nie ulega wątpliwości, ale prawnie nic tobie poradzić niepodobna. Jeżeli sumienie i srom nie przemówią, ani ja, ani