Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/435

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiano się wrażenia, jakie śmierć i pogrzeb czynią odstręczając od nich ludzi; inne pomniejsze lokale nie miały sprzętów. Z największą więc w świecie trudnością ku wieczorowi dopiéro parę izdebek u ubogiego urzędnika mógł nająć Bernard, związawszy się najuciążliwszemi warunkami.
Nazajutrz miała się tam Klara przeprowadzić.
O zmierzchu już pośpieszał oznajmić o tém choréj i przygotować ją do przeniesienia się — gdy we drzwiach kamienicy postrzegł gromadkę ludzi i ruch jakiś niezwykły.
W sieniach spotkała go Domicella.
— Już po wszystkiém — zawołała, ręce załamując. — Niéma co myśleć o przeprowadzce, ino na cmentarz. Biédne kobiécisko zmarło. Ledwieśmy jéj dziecko ze skostniałych rąk wydobyć mogli.
To mówiąc, wskazała na drzwi szynku, w którym druga kupa ludzi otaczała Tomcia, zawiniętego w chustkę podartą, płaczącego i wyrywającego się dziewczynie, która go na kolanach trzymała. Na górze drzwi stały otworem, a pijana służąca gospodarzyła w łachmanach po zmarłéj pozostałych, usiłując się zaopatrzéć na drogę. Ciało biédnéj Klary leżało na łóżku, okryte brudném prześcieradłem.
Cudem tym, jaki często śmierć sprawia, twarz wychudzona i zbolała męczennicy przybrała wy-