Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Bernardowi, iż on niczego prawie odeń nie wymagał, gniéwał się i burzył, widząc czasem przychodzącego ze dzbankiem do studni. Wyrywał mu naówczas naczynie, mruczał coś, zżymał się i sam je napełniwszy, niósł na górę.
Z pożywieniem działo się różnie... Bojarski miał osobliwszą teoryą, z któréj się doktorowie wgłos śmieli, a on się przy niéj upiérał. Dowodził że najsilniejsze i najzdrowsze ludy, najpiękniéj wyglądające zwierzęta, ani regularnych pożywienia godzin, ani zapewnionéj codziennie strawy nie mają; jedzą niekiedy więcéj, naprzemiany głodem mrą, obchodzą się małém i z tém wszystkiém jest im dobrze. Wyprowadzał z tego wniosek, że najhygieniczniejsze jest życie nieregularne, a najniebezpieczniejsze zégarkowe, do godzin przywiązane i zawsze jednostajne.
Powtarzał, że z głodu umiéra bardzo niewielu, z przesytu zaś i obżarstwa conajmniéj połowa ludzi. Ile razy się z tém odzywał przy doktorach, klepali go po ramieniu z politowaniem; on wszakże trzymał się uparcie swéj teoryi i zdrowie zdawało się ją potwierdzać. Silny był i rzeźwy, praca nie zdawała się go nużyć i wyczerpywać.
Zrana jadał czasem bułkę, popijając wodą, pił mleko, niekiedy robił sobie kawę; siedział potém przy stoliku i książkach, dopóki nie uczuł się znużonym i głodnym. Nie pilnując godzin, wybiegał