Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o téj zmianie położenia, z któréj Klara nie miała ochoty się tłumaczyć; ale natrętnym być nie śmiał. Był prawie pewnym, że Saska milczała przed nim dlatego, iż wstydziła się przyznać do jakiegoś nowego stosunku. Wysunął się smutny i nie widział już, jak w téjże chwili za jego plecami radca Emil wślizgnął się do téj saméj kamienicy.
Wieczorem poszedł nareszcie do hrabiostwa Zygmuntowstwa, gdzie zastał hrabinę Annę tylko i gospodynie domu. Gwalberta, którego dawno nie widział, nie było z matką.
Przyjęto go tu bardzo dobrze, a hrabina Anna nawet, rzadko się kiedy ożywiająca, okazała, że miło jéj było widziéć dawnego nauczyciela swego syna.
Przez samę grzeczność pani domu wkrótc potém z gorącą pochwalą wspomniała o wydanym poemacie.
— O i ja miałam przyjemność go czytać — dodała hrabina Anna — i przyznam się panu, że gdybyś go był wydał wcześniéj, nigdybyśmy się nie rozstali z sobą. Pan się tak taisz ze swemi przekonaniami, jak inni z niemi się chwalą.
Nie czując, aby na te pochwały zasłużył, Bojarski zmilczał, wkrótce tylko potém dodał, że hrabina, jak słyszał, jest kontenta z jego następcy, który zapewne lepiéj mógł spełnić trudne