Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

znośny, nie do wytrzymania. Musiałam się go pozbyć. Tu niewiele więcéj mnie kosztuje, prawie to samo. Gospodarz bardzo dobry człowiek.
Spuściła oczy.
— Pan także się przeniosłeś podobno? — zapytała.
— A! tak — z tą różnicą, że ja na szczuplejsze i skromniejsze, bo teraz nie potrzebuję wiele.
Klara przeszła się po pokoju, poprawiła coś na stoliku, była widocznie zmieszaną.
— Nie obmyśliłaś pani czego na przyszłość? — spytał Bernard.
— Nie. Chciałam, jak pan wiész, starać się wejść do teatru; ale zraziłeś mnie, jestem zniechęconą i nie wiem co począć. Pan nie masz nic dla mnie?
— Niestety — rzekł Bojarski — nie znalazłem nic jeszcze, ale chciałem się naradzić z panią. Coś przecie trzeba postanowić na przyszłość.
Klara milczała i nieznacznie poruszała ramionami; rozmowę urywała, niespokojnie spoglądała ku drzwiom... Zawołała służącéj nagle i spytała jéj o godzinę.
— Przepraszam pana — rzekła spiesznie — muszę wyjść. Obiecałam się mojéj przyjaciółce Justysi. Niech mnie pan znowu kiedy odwiédzi.
Widząc że się go pozbywa, Bojarski wziął za kapelusz. Radby się był dowiedział czegoś więcéj