Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

największą pokusę. Ale nawet miłość dla matki złamać go nie potrafiła.
— Muszę prosić cię, matuniu — rzekł, odchodząc — abyś o liście radzcy i o mojem widzeniu się z nim nie wspominała nikomu. Powinno to pozostać tajemnicą.
Właśnie gdy Bojarski, więcéj teraz mając czasu wolnego, wziął się nanowo do poematu swego, wypadkiem nadjechał do Warszawy pan Teofil, wydawca rozpraw, który zwał się głośno jego przyjacielem. Zaraz piérwszego dnia téż z paczką nowości, o których domagał się sprawozdań, znalazł się w pokoju Bojarskiego.
— Drugie wydanie — rzekł, siadłszy przy stole i krzywiąc się kwaśno — jakoś słabo idzie. Spodziéwałem się, że więcéj zaciekawi. Krytyka ostra, która przyczyniła się do dosyć dobrego rozejścia się piérwszéj edycyi, zamilkła o drugiéj. Dla książki zawsze najzgubniejszém jest milczenie.
Bojarski nic na to nie odpowiedział.
Pan Teofil nigdy z żadnego swojego przedsiębiorstwa nie był kontent, utrzymywał że na wszystkich traci, ale wspaniałomyślnie, natychmiast prawie zwracając się do gospodarza, dodał:
— Ma pan tam co w tece nowego?
Bojarski zmilczał chwilę.
— Słyszałem już o poemacie? — dodał wy-