Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tku, gdy bardzo szybko z lekcyi powracając, przerzynał się główną ulicą zamyślony, nie spostrzegł się jak mu Klarcia, wpoprzek zabiegłszy drogę, zastąpiła ją i głośno go powitała.
— A! tym razem nie wymkniesz mi się pan!
Bojarski, zmieszany wielce, skłonił się, wyjąknąwszy że bardzo mu pilno; ale Saska się tém zbyć nie dała.
— Chodźmy — rzekła — musisz mi się pan wytłumaczyć. Jesteś niewdzięcznym i niegrzecznym. Dlaczego pan unikasz mnie, czemu nie chcesz bywać u mnie? Jestżem tak niebezpieczną?
Gdy Klarcia to mówiła — Bojarski całą siłę swą skupił w sobie, aby nie ulegając jéj urokowi, powiedzieć prawdę. Nie chciał być okrutnym i brutalem, a jednak wytłumaczyć się musiał.
Klarcia zarzucała go pytaniami coraz namiętniéj, nagląc o odpowiedź i ścigając oczyma wyraz mieniącéj się jego twarzy.
— Mów pan — dokończyła — co to ma znaczyć?
— Panno Klaro — odparł Bojarski — radbym abyś mnie pani do sumiennéj i otwartéj odpowiedzi nie zmuszała. Nie chciałbym jéj uczynić przykrości.
— Przykrości? co to ma znaczyć? Czy ja zasłużyłam na nią? — podchwyciła, rumieniąc się, Klara.