Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przypomnij pani sobie przeszłość — począł, ostygając, Bojarski — porównaj ją z teraźniejszością, a zrozumiész łatwo, iż teraz my należymy nie do jednego świata, ale do dwóch zupełnie różnych, które się ani rozumiéć, ani zbliżyć do siebie nie mogą.
— Nie rozumiem; mów pan jaśniéj! Któż to ja jestem i do jakiego świata pan zaliczasz siebie?
— Ja poprostu jestem człowiekiem ubogim, żyjącym z pracy, ale nie wyłamuję się zpod ogólnych praw i nie mam powodu z niczém się taić, niczego ukrywać.
— A ja? — gniewnie przerwała Klara.
Bojarski stanął i poważnie, surowo spojrzał jéj w oczy.
— Panno Klaro, mnie jéj żal, żal serdecznie. Pani chciałaś dostatku, goniłaś za używaniem życia tylko i obrałaś sobie drogę, któréj albo się musisz zapiérać, lub ją zakrywać.
Oczy Astrei strzelały piorunami.
— Daléj, mów pan daléj!
— Mógłżem ja bywać w jéj domu? — dodał Bojarski — patrzéć na ten zbytek okupiony dobrą sławą, na stosunek z jakimś możnym przyjacielem, do którego się przyznać nie możesz? Cóżby to znaczyło?... chyba że pochwalam, że nie mam jéj za złe tego lekceważenia...
— Daléj! daléj! — wołała, niecierpliwie tupiąc