Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z którego popis czynił i chwalił się nim, miéwał chwile smutku i melancholii, można było nawet powiedziéć zgryzot sumienia, a z towarzyszów, co go naśladowali niedołężnie, szydził nielitościwie. W poezyach jego, obok sarkazmu, dźwięczały struny uczuciowe, niekiedy łzawe. Było w nim coś Heinego i Musseta; najpiękniéjszy poryw kończył się swędliwém i obrzydłém szyderstwem. Wszystko to razem wzięte nadawało mu fizyognomią oryginalną i przyczyniło się do zjednania sławy czy osławienia. Poważni ludzie nawet ciekawi byli tego fenomenu, chociaż on obchodził się z nimi, jakby ich chciał od siebie odstręczyć, nikomu nie dając zajrzéć w czarne głębiny swéj duszy.
Rzadko bardzo koryfeusz ten cyganów, który otoczony bywał naśladowcami i podkomendnymi, dozwalał któremu z nich towarzyszyć sobie do Bojarskiego. Przychodził tu sam i bywał milczący, niekiedy tylko strzelając jakim paradoksem lub sarkazmem. Trafiało się, że przynosił jaki ułamek poematu, czytał go, lub deklamował od niechcenia i śledził wrażenia, jakie wywołał.
Jakim sposobem zawiązała się znajomość z Bojarskim i potrafiła się wcisnąć do jego domu i towarzystwa panna Henryka Żabska, nie umiemy wytłumaczyć. Najprawdopodobniéj sama piérw-