Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ku z Bojarskim, Mulińcem i wśród takich, których musiał szanować, Piotruś innym się stawał. Sąd miał zdrowy, pogląd głęboki, zdanie trafne.
Jedna zato obojętna lub niemiła osobistość starczyła, by mu zamurować usta, lub uczynić go szyderskim i nieznośnym. Bojarski litował się nad nim, lubił go i zapraszał często.
— Jabym przyszedł czasem do ciebie — odpowiedział na to Piotruś — ale — zapominam się i okrutnie cię objadam, bo prawie zawsze przychodzę głodny. Pociecha ze mnie niewielka, a koszt znaczny...
Profesor gimnazyum, Wawrzyn Larski, należał także do małego cenaculum Bernarda. Ten przy Piotrusiu w wyszarzanym surducie, którego łokcie połyskiwały, wydawał się jakby istota do innego należąca świata.
Młody, ładny, choć do zbytku blady, posądzanym był nawet iż się fryzował, chociaż ciemny włos lśniący sam przez się w pukle się układał. Figurkę miał bardzo zręczną, ręce białe, rękawiczki nosił obcisłe, obuwie od najlepszego majstra i stroił się może do zbytku, jak na profesora. A że nie miał lat trzydziestu, i płeć piękna nie była dlań obojętną.
Spoglądano zukosa na jego elegancyą, a przebaczano mu ją dlatego, że pomimo starania o nią,