Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zbytku nie będę, lecz wiesz, że cieniem nawet kłamstwa się brzydzę.
Nie tracąc ani chwili czasu, Muliniec uściskał Bojarskiego i pobiegł natychmiast rozpocząć starania i zabiegi o wakującą nauczyciela posadę. Bernard tymczasem, nie śpiesząc się, układał sobie drogi, któremi miał zdobyć nowe zajęcie, zapewniające mu choćby skromne z matką utrzymanie.
Przewidywał teraz, iż Cezar, umiejący żwawo popierać wszystko cokolwiek przedsiębrał, prędzéj daleko albo dopnie tego co zamierzał, lub zostanie stanowczo odrzuconym. Piérwsze jednak zdawało się pewniejszém. Trzeba więc było myśléć o sobie, a raczéj o matce.
Wśród tego zaprzątnienia losem przyszłym i żalu, jaki w nim obudzało rozstanie się z Gwalbertkiem, odebrał kartkę od hrabiny Maryi, w kilku słowach żądającéj, aby się z nią widział niezwłocznie.
Domyślał się łatwo, iż nieporozumienie z hrabiną Anną wywołało to wezwanie. Protektorka chciała się zapewne z ust jego dowiedziéć, co mogło być powodem, iż miejsce tak korzystne utracił.
Wieczorem tegoż dnia wyprosił się Bernard do hr. Zygmuntostwa.