Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W saloniku wyszła naprzeciwko niego hr. Marya, smutna i zdziwiona. Oczekiwała na niego.
Hr. Zygmunt szedł tuż. Oboje, jak z twarzy ich widać było, mocno zajęci zdawali się tém, co zaszło pomiędzy hr. Anną a Bernardem.
— Ale mów że nam pan, wytłumacz — odezwała się pośpiesznie gospodyni domu, prowadząc Bojarskiego za sobą. — Co to za nieporozumienie? w czém zaszła taka różnica zdań, że się aż musicie rozstawać? Nie pojmuję, nie rozumiem!
— Ani ja téż — dodał hrabia. — Znamy się trochę i sądzę, że przekonania pańskie, z któremi się nie taisz, są mi wiadome, a nie przypuszczam, ażebyś je miał zmienić.
— Hrabina Anna — odezwał się Bernard — znajduje wpływ mój na syna swego wogóle szkodliwym. Dostrzegła w dziecku zmianę i mnie ją przypisuje. Zdaje się, że mię posądza o zbyt demokratyczne zasady.
Hr. Zygmunt się uśmiéchnął.
— Mój panie Bernardzie — odezwał się — jakże tam stoisz z temi zasadami? Miałżebyś nagle stać się demagogiem, tak jak Roussseau niegdyś w urojonym stanie natury szukał zbawienia? Miałżebyś szukać wszystkiego u ludu, który jest zaprawdę wielką skarbnicą in potentia, ale sam do czynu ani usposobionym, ani przygotowanym? Lud potrzeba kochać, umiéć go cenić, ale go nie