Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kanie jéj w rozmowie wspomnienia o Bojarskim chłopcu dało do myślenia. Obawiał się o swego, kochanego nauczyciela.
Ponieważ stosunek nie był jeszcze zerwany, Bernard nie znajdował właściwém oznajmić uczniowi, iż go miał opuścić. Udawał wesołego.
Gdy się to działo na górze, hrabina z powiernikiem swym Francuzem siedziała na konferencyi, naradzając się, co począć. L’abbé niebardzo lubił Bojarskiego, nie był dla niego usposobionym przyjaźnie, ale bardzo dobrze rozumiał, jak trudno go będzie zastąpić. Niemiły, surowy, obstający przy tém, aby go słuchano, do czego, jako duchowny, miał prawo, Francuz nadto ludzi znał, ażeby nie ocenił Bojarskiego; ale z drugiéj strony tém więcéj się go obawiał. I on, jak hrabina, był wahającym się, niepewnym, które z dwojga złego miał wybrać. Z Bojarskim byli oboje pewni tego przynajmniéj, że ich nie oszuka. Miłość prawdy w nim była przymiotem uderzającym.
Sam Francuz naprzód zwrócił uwago matki na coraz wybitniejszy wpływ Bojarskiego, jak mu się zdawał niebezpieczny. Teraz niemal się gniewał na siebie za sąd może zbyt pośpieszny, który — wrazie usunięcia się tego nauczyciela — narażał na ciężkie poszukiwania, próby i zawody.
Nielepiéj-że było pozostać przy tém, co się już