Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dność surowa, ale nie żałowano na to, co dom na stopie wysokiéj mogło postawić.
Z żelaznych form raz nadanych tu życiu, nic nie mogło wyzwolić się; reguła była zachowywaną jak w klasztorze, musieli się do niéj stosować wszyscy.
Etykieta była niemal hiszpańska; służba miała na piśmie wydane instrukcye, okréślenie swych obowiązków, przepisane ruchy, stanowisko, ubranie i zajęcia.
Niewoli téj poddawała się ta i co ją stworzyła, ale téż dla innych była nieubłaganą. Począwszy od kamerdynera w białym krawacie, ubranego czarno, aż do umundurowanych lokajów, niepokazujących się nigdy bez rękawiczek, każdy do dworu należący miał miejsce oznaczone, w którém go można było znaléźć, godziny służbowe, których pilnować musiał, a przyniesienie listu na prostym talerzu, zamiast srébrnéj tacki, mogło służby pozbawić.
Porządek był wzorowy, wszystko szło cicho, spokojnie, jak w zégarku, a wielka ta karność domowa tak zalecała tych co się jéj poddawali, że najlepszą rokomendacyą służącego było świadectwo, iż lat kilka wytrwał pod surową kontrolą hrabiny.
Przyszły wychowaniec Bojarskiego dochodził lat dwunastu. Po bonach, trzymano do niego księ-