Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szczęściem w porę przyszło poczucie winy i następstw, które grzészna słabość sprowadzić może za sobą. Ojcze! przebacz mi i bądź pewien, że błąd mój był ostatnim.
Powtarzając te uroczyste zobowiązania, Bernard zatopił się w myślach, we wspomnieniach, uspokoił nieco, uczuł w duszy jakieś błogie przejednanie z sobą samym i z nowém męztwem powstał do walki życia.
Matka... matka oddawna już musiała, oczekując na niego, być wielce niespokojną, potrzeba było pośpieszać do niéj, a nadewszystko wytłumaczyć opóźnienie, nie trapiąc opowiadaniem niepotrzebném o odwiédzinach u Astrei, które trwogą ją napełnić mogło.
Wistocie, powróciwszy do domu, znalazł ją w progu już stojącą, z załamanemi rękami, przelękłą, bo nawykła do punktualności syna, najmniejsze opóźnienie jego przypisywała zaraz nadzwyczajnemu jakiemuś wypadkowi.
Bernard, ściskając ją z podwojoną czułością, przyznał się, że niewysłowiona tęsknica zaprowadziła go do grobu ojca. Popłakali się oboje i Bernard, niebadany, mógł zmilczéć o Astrei.
Tegoż dnia nad wieczorem profesorowa go namówiła, aby koniecznie odwiédził hrabiostwo. Bernard dał się do tego skłonić i poszedł.
Zastał ich samych, z jednym starym ze wsi