Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sąsiadem. Hrabina Marya powitała go ze łzami na oczach, wywołanemi wspomnieniem wypadków, które ich rozdzieliły.
Z macierzyńską niemal troskliwością zaczęła go o przeszłość rozpytwać. Okazało się wkrótce z rozmowy, że oboje hrabiostwo, troskliwi o los jego, już mieli dlań miejsce upatrzone w spokrewnionym z sobą domu.
Hrabina szepnęła mu poufnie, iż jest tam do wychowania jedynak, przyszły dziedzic wielkich włości, wielkiego imienia, nadzieja rodziny, którego dotąd zupełnie na sposób cudzoziemski kształcono.
— Uprzedzam pana — dodała hrabina — iż z rodzicami, to jest właściwie z matką, bo ojciec ma tam wpływ mały, a może i z dzieckiem zadanie łatwém nie będzie. Ale pozyskasz wielką zasługę, jeżeli wychowanie chłopca skierujesz na drogę właściwą, bo przy najlepszych chęciach matki... może ono być zwichnięte.
Hrabia Zygmunt podszepnął, że warunki były nadzwyczaj świetne. Bojarskiemu wydały się one bajecznemi, gdy o nich posłyszał.
Umówioném zostało, że za dni parę sama hrabina miała Bernarda matce chłopczyka przedstawić, bo ta była panią domu i rozporządzała samowładnie wychowaniem jego.
— Nie zrażaj się pan — dorzuciła jeszcze —