Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

politowanie... powinien jéj był to powiedziéć otwarcie.
W sumieniu przed sobą samym czuł się winowajcą. Krok fałszywy jeden sprowadzał go z drogi najuroczystszych postanowień.
Godziłoż się, nie zaprzeczając jéj, dozwolić tak lekceważąco mówić o życiu, o skrusze, o nawracaniu i obracać w żarty, co dla niego powinno było być świętem? Godziłoż się bilet przyjmować, a nawet dać się wprowadzić do domu, którego progu noga jego przestąpić nie była powinna?
Wszystko to razem teraz dopiéro stanęło mu przed oczyma.
Milczeniem przyrzekł prawie ją odwiédzać. Było to uznaniem jéj położenia za... prawidłowe, jéj życia za zupełnie wytłumaczone.
Gdzież były te zasady niezłomne, to postanowienie mówienia zawsze i wszędzie prawdy, choćby ona kosztować miała życie?
Poruszony do najwyższego stopnia, rozgorączkowany, upokorzony, czując się winowajcą nietyle może przez to co popełnił, jak przez następstwa, które słabość ta pociągnąć mogła za sobą — Bernard w rozpaczy przebiegał plac Saski, gniewając się na siebie, obawiając powrócić do matki, aby na jego twarzy nie wyczytała grzechu.