Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to obok niéj tuż stoję. Pan mnie nigdy nie widziałeś w balecie? nie bywasz w teatrze?
— Nie mogę, nie mam na to ani czasu... ani — odezwał się Bojarski.
— No, rozumiem — przerwała żywo Astrea, odsuwając szufladkę i niecierpliwie wołając służącéj Karusi. — Ale ja panu dam bilet, ja ich mam ile zechcę dla moich przyjaciół. Musisz pan pójść choć raz — mówiła, rozogniając się coraz. — Bo widziéć mnie tu w domu, a na scenie, to wielka różnica. Pan mnie nie znasz jeszcze... Ja na deskach jestem zupełnie inną. Mówiłeś zawsze, pamiętam, o ideałach... Otóż ja tańcując, wszyscy mi to przyznają, jestem idealną... Słyszałam sto razy to wyrażenie i ono mi nawet pana przypomniało.
Napastliwe to odnowienie znajomości, które zpoczątku Bojarski zimno przyjmował — naostatek na niego oddziaływać zaczęło. Zapomniał się, nie bronił; urok piękności upajał go powoli. Szukał w sobie jakiegoś sofizmatu, aby ją oczyścić, uczynić w swych oczach mniéj winną — choćby naiwną nieświadomością własnéj winy.
Gwałtem prawie wcisnęła mu bilet, którego odrzucić nie miał siły, choć mu ręce palił.
— Przyjdź-że pan raz, zobacz — powtarzała — przecież to grzechem nie jest. Mówią, że nawet księża po cywilnemu na paradyz się wciskają..