Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

onieśmielony, że kroku nie umiał stąpić i nie wiedział, gdzie się obrócić.
W dosyć dużym saloniku wistocie ciasno prawie było.
Nadbiegająca ładniuchna służebna, tak prawie wystrojona jak pani, zdjęła z niéj chustkę, a Astrea rzuciła się na kanapkę, krzesło obok siebie wskazując Bojarskiemu.
— Chciałam się pochwalić przed panem — zaczęła — jak tu u mnie ładnie i elegancko. A! ja-bo tak lubię co piękne, co drogie! przepadam za tem... to pasya moja! Piéniędzy zbiérać nie potrafię nigdy; ale je rozsypywać — o! umiem doskonale!
Podparła się na rączce białéj, wypieszczonéj i patrząc w oczy staremu znajomemu, ciągnęła daléj:
— Nie miała-żem ja słuszności, gdym się upiérała tańcować? Byłabym dotąd wujaszkowi musiała fajkę nakładać szkaradnym tytuniem, który mnie dusił, i chodzić do kuchni wąchać pomyje. A tu u mnie tak ładnie pachnie! Nie mogę się skarżyć, życie mi płynie, jakby sen jakiś rozkoszny. Prawda, że za kulisami meczą mnie zazdrośnice i zatrują czasem chwil parę; ale ja o te stare, chude baletnice z długiemi językami nie dbam. Jeżeli dotąd nie jestem najpiérwszą,