Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wością Klarcia, nie dając mu odpowiedziéć. — Jesteśmy bardzo, bardzo starzy znajomi, więc zapominać tak o sobie się nie godzi. Pamiętasz pan — dorzuciła, śmiejąc się — jak mała Klarcia, z zaplecionemi we włosy sinemi wstążkami, siadała w oknie dworku, a ktoś... z rogu akademii podkradał się jéj przypatrywać? O! były to te dobre czasy, kiedy surowa marchewka słodką się i smaczną zdawała, jak teraz Loursa cukierki...
Gdy to mówiła, szli ciągle i wchodzili już, po dywanem wysłanych schodach, na piérwsze piętro gmachu, który był pozostałością po pałacu saskim. Astrea tu mieszkała, bo Klarci dawnéj już ani śladu nie było.
Pokoje, do których go wprowadziła, uderzające były przepychem wymuszonym, jaskrawym, chwalącym się sobą, świadczącym że kosztować musiał niezmiernie wiele, choć smaku w nim niebyło.
Jak jéj strój, tak i mieszkanie wywoływały pytanie, czy najpiękniejszy taniec w balecie mógł starczyć na przepych taki?
Bojarski, który w życiu nie widział takiego nagromadzenia fraszek, cacek, bronzów, kryształów, draperyj, złoceń, nieznanych kwiatów, porcelany, obrazków, świécidełek — wśród najdziwaczniejszych siedzeń, kanapek, huśtawek, taburetów, stołeczków — znalazł się tak zbłąkany,