Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sobie, aby nie wypowiedziała, jak się jéj zalotność, strój, obejście dziéwczęcia nie podobały. Bernard stanął w obronie. Ale wkrótce przerwała sama Bojarska przedmiot drażliwy.
Niebezpieczeństwo rosło.
Nie było ono jednak może tak wielkiém, jak się zdawało. Saska była ubogą, brat jéj jednak miał dawne stosunki, pochodził ze staréj szlacheckiéj rodziny, w domu jego bywało osób mnóstwo, młodzieży dużo, matka i córka rachowały na to, że prześliczna Klarcia musi wyjść za bogatego obywatela, lub wysokiego urzędnika.
Bojarski, niemający nic, młokos, wcale im się nie wydawał pożądanym, a w sercu dziewczyny płochéj nie było najmniejszego uczucia. Należała do tych istot, które zawsze żyją fantazyą, głową, a o sercu mówią tylko.
Po kilku tygodniach odwlekania, profesorowa naostatek musiała pani Saskiéj oddać odwiédziny. Nie uważała jednak za obowiązek ani o tém wspominać synowi, ani, uchowaj Boże, brać go z sobą.
Przyjęto ją grzecznie. Mogła okiem rzucić na dom i dostrzedz, że w nim ani wielkiego dostatku, ani ładu nie było. Brat Saskiéj był szlachcicem starego autoramentu, gadułą, samochwałem, całym w marzeniach i urojeniach, rachującym na cudowne pomoce Opatrzności, na powrót do do-