Strona:PL JI Kraszewski Od kolébki do mogiły.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ła coś ofiarować z bielizny, karmić nawet czasami, ale brać do domu! Strach ją przejmował.
Bernardek nie nalegał, ale smutniał. Oporządziwszy nieco Twardzińskiego, kazawszy mu się umyć i uczesać, dnia jednego przyprowadził go na obiad do matki. Bojarska miała przy swéj prostocie instynkt kobiécy, który rzadko ją mylił, gdy się z nowymi ludźmi spotykała. Bacznie patrzyła na Emila, który, mimo pewnego przymusu, nie potrafił się otrząsnąć z zuchwalstwa i nabranych nałogów prostaczych. Obudził w niéj wstręt i obawę. Nie mogła pojąć spółczucia, jakie syn mu okazywał.
Twardzinski, ośmieliwszy się u stołu, począł wszystkich wyśmiéwać, przechwalać się ze swych najgorszych figlów, odgrażać nawet — i lekceważąco prawie znajdował się w gościnie. Najadł się, napił, naładował kieszenie i poszedł, zaledwie się skłoniwszy.
Przez czas jakiś mowy o nim nie było, chociaż Bernardek się nim opiekować nie przestał. Nakoniec w kilka miesięcy, gdy profesorowa była zmuszoną zmienić mieszkanie i przeprowadzić się na nowe, gdzie została mała izdebka próżna, Bernardek tak począł ją po rękach całować, prosić, modlić się, że profesorowa się nakoniec zgodziła oddać ją dla Emila. Miała osobne wnijście, by-