Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czek stał już przed szambelanem.
Rozparł się gospodarz, wychylił likwor powoli, rozpoczął grę, nic nie mówiąc. Naprzeciw niego stojący Jasiek służył mu za partnera; — poprzedziło partję spojrzenie na zegarek i kiwnienie głową znaczące.
— W inną grę już dziś nie gram — rzekł do pana Samuela powoli; — zbytecznie rozgorączkowują człowieka, a to w moim wieku nic potem; trzeba krew trzymać w karbach.
Ani słowa nikt się już nie odezwał, a pani Hieronimowa z Samuelem w kątku tylko z sobą szeptać poczęli.
Szambelan grał jak automat, Jaś jak dobrze wyuczona słów papuga, posuwał krążki cicho, śmiało i pewno. W oczach jego bujających tu i owdzie widać było, że me myślał już o tem co robił. Wśród głębokiej ciszy ścigały się po warcabnicy znaczki tajemnicze, przemijały, nikły. — Szambelan wygrywał z niejakiem zadowoleniem. Jaś znosił przegraną obojętnie, jak rzecz niechybną, jak przewidziany z góry skutek.
Szambelan nie mógł nie wygrać!
— A! dobra to sobie gra na poobjedzie — rzekł kończąc i szukając oczyma pana Samuela. — Jaś wcale dobrze gra — nawet bardzo dobrze, ale ze mną mu nie wygrać.... to darmo. Byłem w warcaby i w szachy... ba! i w co innego, pierwszym graczem podobno na całą Warszawę.
Na te cicho pomruczane wyrazy nie było odpowiedzi żadnej. Jaś cofał się ku drzwiom i gdy od progu spojrzał na szambelana, on już usypiał z założonemi na żołądku rękoma, brodę na piersiach złożywszy.
Choć nieco mu obiad okrasił policzki, twarz jego z otwartemi we śnie ustami, stara, zużyta, zmarszczona, trupa przypominała, a we śnie nawet nie opuścił jej wyraz jakiś przykro i zimno szyderski.
Wszyscy powysuwali się na palcach. Jaś drzwi po cichutenieczku przymknął.