Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a panna Aniela żywo zatrzasnąwszy drzwiami, znikła.
W bawialnym pokoju na stole stała już kawa i likwory, ale do nich tylko dwa kieliszeczki, co widocznie zmartwić musiało rotmistrza, który na stronie, po cichu, ale głęboko westchnął. Szambelan spojrzał na zegarek, kiwnął głową.
— Dwie minuty — rzekł jakby do siebie — jedliśmy dziś dłużej niż zwyczajnie; bekasy widać mnie zabawiły. Chybiam tej regularności, która jest podstawą zdrowia i utrzymania życia — potrzeba się poprawić, potrzeba poprawić!
To mówiąc nalewał kawę spiesznie i podawał ją sam; minął rotmistrza i Jasia, trzy tylko filiżaneczki napełnił i sam cukierniczkę starannie zaryglował. Poczem wygodnie w krześle się usadowiwszy i spojrzawszy z uwagą na likwory, wybrał z nich Curaçao.
— Pijesz Samuelu? spytał podnosząc butelkę.
— Ja? nie koniecznie.
— Napij się kiedy chcesz, to trawi — rzekł szambelan. Rotmistrz po tem piwsku nie wart i ust umaczać w likworze.
— Ja bardzo dziękuję.
To mówiąc ukłonił się rotmistrz i jakby odbył już wszystko co do niego należało, aż do ostatniego upokorzenia likworowego, cicho wysunął się za drzwi.
Pan Samuel usiadł za stołem na kanapie, pani Hieronimowa chodzić poczęła przed oknami, a Bulwa stał jeszcze u drzwi, jakby na warcie, westchnieniami się tylko przypominając. Szambelan spojrzał na niego.
— Bądź zdrów, rzekł, panie Bulwo!
Ukłonem odpowiedziawszy na ten paszport, rządca znikł co najrychlej, bo to miało oznaczać, że więcej żadnej dziś nie będzie dyspozycji.
Jasiek przed chwilą już począł się zajmować około warcabnicy, i widać było z tego jak ją układał, że to być musiała codzienna jego pańszczyzna, bo ani stuknął, ani brzęknął, ani się zastanowił, ustawiał rękami bez myśli, porządkując ją nadzwyczaj szybko i z widocznem staraniem, żeby najmniejszego nie zrobić hałasu. Stoli-