Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żegnawszy ich niezmiernie grzecznie, z uśmiechem na ustach usunął się na spoczynek.
Goście też zabawiwszy małą chwilkę, do swoich pokojów rozchodzić się i rozjeżdżać zaczęli. Tak się skończył ten pamiętny dzień urodzin pana Stanisława, raz pierwszy i ostatni z takim przepychem obchodzony w Strumieniu.
Większe były jego skutki, niżeli z pogodnej i pozornie wesołej fizjognomji tej uroczystości wnosić można.
Wszystko co otaczało bliżej Kasztelanica i rachowało na niego, na słabość starca i majątek zdający się łatwą pastwą, — poruszone zostało tem przypomnieniem się familji bezdzietnemu bratu i stryjowi. Jaś Aniela, Termiń3ki zadrżeli, bo wszystko troje rachowali na spadek całkowity lub częściowy. Zjazd był widocznie uradzony między wszystkimi, bo nie mogli trafem się tak zebrać, a połowa ich nawet o dniu urodzin nie wiedziała. Był więc już spisek jakiś, jakaś zmowa potajemna, oczy wszystkich dotąd obojętnych musiały się zwrócić na Strumień. Trzeba było spieszyć, uprzedzić ich, i starca opanować.
Tę myśl w faworytach obudził zjazd familijny. Jaś nie na samym opierał się domyśle, wiedział bowiem nieco o podróży pana Pawła, o jego wyprawach, naradach, o zamiarach pana Piotra i obiecywał sobie wiadomość tę na korzyść swoją obrócić, gdyż domyślał się że wszystko to mógł zrobić Samuel.
Późno w nocy August Pobiała, Tomasz Piotr, Józef, Samuel, Antoni, Dziadunio, zeszli się w pokoju kulawego, dla rozmówienia się o wrażeniach dnia tego i postanowienia co dalej czynić wypadało. I ta schadzka nie uszła bodawczego oka Jaśka; chociaż podsłuchać ich nie mógł; ale schwycił na uczynku i zapisał to sobie na przypadek potrzeby.
Piotr pierwszy po cichu zagaił zgromadzenie temi słowy:
— Dzięki tedy Bogu, kochani moi — rzekł — nie sprawdzają się smutne wróżby pana Samuela... mówiłem z Kasztelanicem; widocznie jest znużony, zmę-