Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzony. Próżno go pan Piotr starał się rozbudzić, oswoić, przybliżyć; pracowały nad tem i panny, i Staś i pani Piotrowa — spełzły na niczem poczciwe ich zabiegi.
Niepospolite bo też kwasy zebrały się na dnie, niedawno jeszcze nadziejami przepełnionego serca pana Pawła — wyjeżdżał odmalowawszy sobie wcale inaczej sprawę spadkową, a gdzie zajrzał zbijano go z projejektów, spędzano z drogi, począwszy od Sobockiego co go zastraszył, Źmury, który go powitał wymówką tem boleśniejszą że sprawiedliwą, aż do pana Piotra, który nie dając mu przewodniczyć, sam objął kierunek interesu, i panów Augusta i Tomasza, w jego oczach godzących już widocznie na pochwycenie sukcessji z jego krzywdą. Słowem, wszyscy przyczynili się do upokorzenia go, zepchnięcia w kąt i popsucia mu humoru, bo i dziadunio, spotkany na drodze, także go nie pocieszył.
Pożegnał więc wieczorem pana Piotra, jego rodzinę i Pobiałów, w zamiarze ruszenia prościejszą drogą, mijając Rohoże, wprost już do domu. Rozstano się z nim jak powitano, serdecznie, przyjacielsko, i tak go opatrzono na drogę jak w Rohoży. Pani Piotrowa pamiętała tak dalece o chmurnym kuzynku męża, że mu nawet wódki kolońskiej nalała we flaszeczkę od bolu głowy, choć bigos daleko był potrzebniejszy od niej panu Pawłowi. Było też dość bułek, pieczystego, sucharków, bulionu, w bryce podróżnego. Staś i pan Piotr oświadczyli mu na wyjezdnem, że jadąc do Strumienia, do Kasztelanica, odwiedzą pana Pawła i Hieronima, ażeby młody wychodzący na świat krewniak poznał swoją rodzinę, a za co naturalnie Paweł jak najpokorniej dziękując, zawiązał sobie węzełek; ażeby w miasteczku kupić co potrzeba do kuchni i piwnicy, bo odwiedziny te miały wkrótce nastąpić.