Strona:PL JI Kraszewski Ewunia.djvu/384

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powiem, moim rycerzem — westchnęła Ewunia — Sykstus?
— Sykstus! Sykstus? — krzyknęła Marta — jakto? ten dependent Żółtkiewicza.
— Jeśli chcesz, nazwij go i tak, ale on mnie kocha, ja jego, i nie wyjdę, tylko za Sykstusa. W tem właśnie rzecz, iż ojciec czegoś się domyśla już, a jest mu jaknajmocniej przeciwny.
— Cóż poczniemy? — spytała Marta.
— No, nie wiem jeszcze — przebąknęło dziewczę — ale tegom pewna, że choćbym dwadzieścia lat na pozwolenie czekać miała, choćbym zestarzała panną, nie pójdę, tylko za niego.
— Szczęśliwy chłopiec! — westchnęła Marta — masz moją rękę, pomogę, uczynię co tylko każesz, jestem twoją, ach! będę twą razem siostrą i matką! — Uścisnęły się milcząco.